Weekend, który upłyną 46 minut temu, zaliczamy do udanych!!! Co prawda, straciłam, coś bardzo ważnego, boję się że to nie wróci, ale cóż... Potrzebuję troszkę czasu na ułożenie sobie tego wszystkiego. Mam dosyć niedomówień różnego rodzaju, oraz klasyfikacji i subiektywnego podziału ludzi, wiążącego się z negatywnymi przeżyciami z przeszłości...
Szkoda, odeszło coś bardzo, bardzo dla mnie ważnego...
Wracając do "Udanego weekendu"
Upłyną on pod znakiem pracy, nie tylko zarobkowej, ale również artystycznej, oraz pod znakiem konstruktywnych kontaktów towarzyskich :)
Nocami tkałam, mimo, bolących, spuchniętych i ufarbowanych dłoni od sizalu, widać efekty pracy. jeszcze kilka dni... kilka? może miesiąc, tydzień, dwa, o ile starczy sił i determinacji to niedługo pojawi się moja kolejna tkanina. Nie pokazuję jeszcze zdjęć, nawet tych z kolejnych etapów. Niedługo zobaczycie efekt. Już nie zostało dużo.
Za to pokażę muffinki, które piekliśmy w sobotę po pracy... Widać efekt, niestety tylko na zdjęciach, zostały zjedzona przez resztę domowników. A były takie ładne i pachnące...
W niedzielę, były doskonałym dodatkiem do seansu filmowego :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz